Zazwyczaj mój makijaż na większe wyjścia wygląda podobnie. Na całe oko idzie mat w którym czuje się zdecydowanie najlepiej. Jednak nieodłącznym elementem jest u mnie odrobina blasku, która najczęściej wędruje na środek powieki. I często to właśnie ten błysk robi całą robotę.
W dzisiejszym wpisie przedstawie Wam moje trzy nowiutkie zdobycze. Cienie MYSTIK z którymi miałam do czynienia pierwszy raz, a zakupiłam je przy okazji wycieczki do Warszawskiego Kontigo.
Jak możecie zauważyć na zdjęciu powyżej, te cienie to po prostu petardy. Jak tylko je zobaczyłam od razu zapragnęłam je mieć i szczęście, że akurat była promocja i trzeci dostałam gratis! Plusem dla mojego portfela (nie dla mnie) było też to, że w sklepie byłam z narzeczonym, więc za bardzo szaleć nie mogłam :D
W sklepie zeswatchowałam cienie oczywiście na dłoni i już wtedy poczułam ich masełkowatą konsystencję. Najtwardszy z tej trójki jest zdecydowanie fiolet. To on najbardziej odstaje i najciężej wydobyć z niego cały urok. Ciężko mi określić konkretnie jednym słowem jakie to są cienie, ale chyba najbliżej im do metalików, które trochę zahaczają o folie.
Pięknie prezentują się bez żadnej bazy, ale ja postanowiłam i tak nałożyć je na glitter primer od NYX. Fiolet warto podbić ciemnym cieniem, ponieważ wtedy lepiej dostrzegalna jest jego duochromowość. Bardzo ciężko pokazać na zdjęciach ich piękno, ale musicie uwierzyć na słowo, że moim zdaniem są naprawdę warte zakupu.
Na środku powieki:
vamp-night
- bardzo miękki,
- kolor miedziany ze złoto-różowym blaskiem,
- kryje przy pierwszym nałożeniu,
- świetnie napigmentowany.
Na środku powieki:
luxury-dusk
- twardszy, mniej kremowy,
- trzeba nałożyć go zdecydowanie więcej,
- fiolet z różowym blaskiem,
- ładniej prezentuje się na ciemniejszej bazie.
Na dole powieki/pasek na górnej powiece:
breezy-light
- bardzo miękki i kremowy,
- świetnie napigmentowany ,
- morski ze srebrno-zielonkawym blaskie.